wtorek, 21 marca 2017

Chyba mam problem z alkoholem, mianowicie sie skończył. Chociaż moment, daj mi chwilę.
Opuszki palców mam jakos dziwnie zimne, mimo że zawsze słynąłem z ciepłych dłoni. Oczy jakieś szklane, a głos co najmniej duszonego człowieka. Chyba troche życie ze mnie ucieka, ale nie ma tego złego, im mniej życia, tym mniej problemów, prawda prosze Pana? Ha! Jeszcze wczoraj załapałem nadzieje, dzisiaj pustka. Na prawde nie mam już nic. No zobacz Panie! Wczoraj mieliśmy lato, cieply wiaterek lekko kołysał koronami drzew, a liście cichutko szeleściły na gałęziach. A dziś? Znowu jesień, znowu wszystko jakieś szare. Zimne powietrze rozsadzające płuca...I na co to komu? Wczoraj cichy szelest, dzisiaj przeraźliwy świst. Jasne, tylko jeszcze mgły brakowało.

Ponownie witamy okres w którym nie tylko ciała ludzi zamarzają, lecz u większości też serca. Tak przynajmniej mi sie wydaję. Zamknięci w swych czterech scianach szukamy pocieszenia przy świecach, książkach, czy tez długich nocnych rozmyślaniach. A no sorry, jeszcze ja, który wołam SOS za pomocą pustych butelek, ale w sumie to ja nawet tych czterech ścian nie mam, wiec raczej nie wliczam sie do statystyki.

O miłość pytasz chłopie? Nie wiem czy na prawdę istnieje. Zaczynalo sie na usmiechach, czasem nawet odwzajemnionych. A wiesz jak sie kończylo? Spójrz na mnie, i zobacz sam. Gdyby tylko ludzie byli mniej dumni, mniej wybuchowi. Moze pare chwil zastanowienia i rozsądku by zmienilo moje dzieje miłosne? Troche żałosne. Brniemy za każdym razem z nadzieją na lepszy koniec bądź może i nawet jego brak? Zamieniamy swięty spokój na garstke uśmiechów, pare pięknych chwil. Ściągamy naszą piękną lśniącą zbroje, rzucamy ją do piwnicy, po czym odsłaniamy sie, pokazujemy słabe punkty, bo ufamy. Ufamy ze nigdy nie zostaniemy w nie trafieni. Czy czasem nie zbyt łatwo?

Zastanawia mnie tylko kto bedzie ją łapał gdy bedzie upadać. Kto ja przed deszczem bedzie osłaniać?co sie stało ze szklana forteca którą dla niej budowalem. Kto cie bedzie odbierał panno? Kto bedzie pamietal date twoich imienin? Kto bedzie spedzal z toba noce na rozmawianiu do switu, kto bedzie twoim lekiem przeciwbolowym?

- Zaschlo mi w gardle, seta i moge mowic dalej.

Komu bedziesz teraz spiewac bajki o milosci? Komu nastepnemu odbierzesz nadzieje? Komu resztki checi zycia odbierzesz?
Powiedz mu ze wiecej diabla niz aniola, ze rżniesz sie na trzeciej randce, ze spisz po lewej stronie lozka. Powiedz mu tez ze lubisz jak sie ciebie gryzie, ze jak pizza to nigdy na grubym. A co najwazniejsze... powiedz mu, ze wcale za mna nie tesknisz, bo przeciez umiesz klamac?

Zawsze Wasz,
KrUl gimbazy.



niedziela, 27 marca 2016

Łóżko.

Jak co noc, zbliża się świt, czyli ten okres, w którym wszystko co żywe, budzi się do życia. Dla wielu z was, ten okres byłby niebywale krótki. Otuleni ciepłą pierzynką, na bardzo mięciutkim materacu, pogrążeni w pięknej krainie snów, gdzie wszystko jest możliwe, tam możemy być tym, czym chcemy, z kim chcemy, gdzie chcemy. Ide o zakład, ze nad większością z Was przez całą noc, ślęczy anioł stróż, chroniąc bezpieczeństwo waszych odległych snów ogromną tarczą. No cóż, to szlachetne stworzenie nazywane "aniołem" chyba o mnie zapomniało.

Łóżko mam wygodne. I materac jest bardzo miły w dotyku, jak i jest idealnie miękki. Poduszka też całkiem fajna, nawet sie aż tak bardzo nie nagrzewa. Jednak... Mimo wielu udogodnień, nie czuje się wygodnie, ani komfortowo. Gdy tylko zamykam oczy, widze słowa. Słowa i zdania, które rzucane są bez nadania im uczuć, lecz kogoś uczucia rozbudzają. Z łatwością wypluwane, bez pokrycia, bez serca, bez empatii, bez mózgu. Widze też słowa, na które zabrakło mi wiele razy odwagi, oraz braku tej odwagi konsekwencje. Lecz nie brakuje też i tych, których wypowiedziałem za dużo, za często, za szybko. Przed oczami pojawiają się też te słowa, zaczynające coś nadwyraz pięknego by potem to zakończyć. Ale wiecie, jaki typ słów jest najgorszy ze wszystkich? Najgorszymi słowami, wbrew pozorom nie są te, które budzą ból, bądź smutek. Lecz te, które nie znaczą nic. Absolutnie nic.
Jeszcze częściej niż słowa, widze obrazy. Niektóre przywiane przez wspomnienia, są też takie które obrazują moją rzeczywistość, a jeszcze inne to wytwory mojej wyobraźni. Obrazy, są naturalnie gorsze od tych zlepek literek, bo jak wielu powiada, wyrażają one więcej niż tysiąc słów. Obrazy z przeszłości są piękne. Bolesne, ciężkie, i im starsze, tym więcej ciepłego uśmiechu wywołują. Nostalgia kazałaby wrócić, przeżyć pewne rzeczy jeszcze raz, bo pewnie wiele byśmy oddali by potrzymać tą ukochaną osobe w ramionach jeszcze raz? By zakosztować pewnych zapachów ponownie, wrócić do pewnych uczuć, miejsc, sytułacji. To właśnie te obrazy, sprawiły że zacząłem doceniać nawet rutynę. Bo kiedyś, to nawet rutyna była piękna. Teraźniejsze obrazy natomiast, to jedna wielka niewiadoma. Niby znam je bardzo dobrze, bo obcuje z nimi na codzień, Wiec wielu by powiedziało, iż jestem przyzwyczajony. Niestety moi drodzy, do pewnych rzeczy, nie przyzwyczaimy sie nigdy, zwłaszcza gdy to serce nami kieruje. Rzeczywiste obrazy są umiarkowanie piękne, brutalne, ale znośne. Lecz co powiedzieć o wytworach mojej wyobraźni? No chyba moge szczerze powiedzieć iż sie ich boje. To właśnie one, najczęściej w snach, przywołują przeszłość, dając nadzieję iż pojawi sie ona jutro. Nie to mnie przeraża, lecz to, iż na nadzieja jest mi odbierana. Tak jak patrząc na przeszłość widze co miałem, w teraźniejszości wydaje mi się, że widze co mam, lecz gdy nie widze przed sobą nic pewnego, to najzwyczajniej się boję.
No dobrze. Teraz wielu stwierdzi, że przecież nie jest tak źle, bo przecież w końcu zasne, prawda? Otóż nie. Podczas snu, rodzi się tęsknota. Bo w mojej krainie marzeń, zawsze wracam do tych już spełnionych, i do tych które nigdy już spełnione nie zostaną. Wyobrażam sobie wtedy, jak to pięknie było do nich dążyć, jaki byłem szczęśliwy mając je u boku. Co gorsze, śnach zawsze mam świat na dłoni, by obudzić się z za mocno bijącym sercem, i myślą, zę ten świat został mi odebrany, że wcale go nie mam na dłoni. I prawdopodobnie prędko go mieć nie będe.
Więc otwieram oczy, i przyglądam się samotnie tańczącym cieniom, obrazom, słowom. Myśle nad sercem pełnym nadzieji, i o łaskawości czasu. Nad tym co by mogło być, co miało być, a co jest. Bo przecież kiedyś nadejdzie świt... Prawda...?

Zawsze Wasz,
KrUl gimbazy.

czwartek, 25 lutego 2016

No esperar de la vida, para no arriesgarla; darse por muerto, para no morir.

Szóste piętro budynku nazywanego szpitalem. Chodze po pokoju, a wykładzina pod moimi nogami jęczy i strzela. W lewym górnym rogu pokoju chodzi telewizor, chociaż go nie oglądam, nie śmiem go wyłączyć, by nie zostać sam. Już chyba wybiła druga w nocy, więc podejde do okna, i je otworze. Różnica temperatur między pokojem a otwartym powietrzem jest druzgocząca. Siadam na parapecie, patrze w dół. Dość wysoko, podemną parking szpitalny i karetki. Teraz patrze w górę, i to co widzę przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Totalnie bezchmurne niebo, dzięki któremu widać tę ogromną kulkę nazywaną księżycem. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem by był tak wielki i jasny. Tej nocy nadaje on niebu srebrny połysk który rozświetla okolice, i nadaje więcej blasku tym miliardom otaczających nas gwiazd. Chyba każdy by chciał dostać gwiazdkę z nieba, a ja chciałbym ją tobie dzisiaj podarować. Jedne są czerwone, drugie zielone, jeszcze inne srebrne, ale są też i niebieskie. Każdy może sobie wybrać swoją. Z napawania się pieknem gwiazd oderwał mnie lodowaty wiatr, przypominający mi po co otworzyłem okno. By zapalić, rzecz jasna. Delektując sie smakiem, nadchodzącym uspokojeniem i truciem Siebie, oglądałem, i przedewszystkim słuchałem okolicy tego starego szpitala. Nie ma nic piękniejszego niż odgłosy które wydaje miasto w środku nocy. Można usłyszeć smiechy, jak i krzyki nadchodzące z bardzo daleka. Do naszych uszu także może dojść dzwięk niedaleko przejeżdzającego tramwaju, bądź odgłos wysiłku dawno już wysłużonego samochodu. Lecz serce me zalewa smutek, gdy słysze wyłączający się kogut karetki, gdy jeszcze pare sekund temu tak głośno krzyczał by móc kogoś uratować.
Jak piękne są wieżowce o tej godzinie, to nigdy sobie nie zdawałem sprawy. Większość pięter jest ciemna, bez znaku żywej duszy, natomiast najsmutniejsze są te piętra, na których światło się świeci. Korporacje które zatrzymują rodziców swoich pociech na długie godziny, rodzice którzy spędzają noc nad dokumentami zamiast u boku swych dzieci bądź mężów i żon. Daleko widać też bardzo wysoki, i dobrze oświetlony komin. dzięki któremu większość mieszkańców miasta własnie czuje ciepło, leżąc blisko kaloryfera. Widać też te wszystkie miejsca, w których się uśmiechaliśmy kiedyś za dnia, oraz te, w których się kłóciliśmy po nocach. Na szczęście widoczne są też te, w których czuliśmy że mamy wszystko, niestety nie umkną oczom te, w których nie mieliśmy nic.
Tylu ludzi śni, by jutrzejszego poranka od nowa zacząć bieg, i aż tylu ludzi nie śpi, bo chcieliby ten bieg zakończyć.
Papieros już sie chyba skończył, bo zaczął mnie w ręke gryźć ciepłem. Wiec wyrzucę go, zamkne okno i znów będę krążył po pokoju.

Nic od życia nie oczekiwać, by go nie narażać,
Uznawać się za zmarłego, by nie umrzeć.

Zawsze Wasz,
KrUl gimbazy.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Panie.

Po co dałeś nam uczucia? Co miałeś na myśli gdy dostaliśmy wolność? I jaki był zamiar uczynienia nas rozumnymi? Chyba twoje plany trochę mieły się z założeniami. Uczucia które miały nas do chmur, do Ciebie wznosić, owijają nasze serca i płuca w ciernie. Stały się one zabawką, narzędziem manipulacyjnym dla wielu ludzi. Wolność  też troche ci nie wyszła, jeden na milion zdrowy ma umysł, i rzeczywiscie jest zdrowy. Reszta sama sobie zakłada kajdany na kostki i nadgarstki. Lecz największym twoim błędem jest nasz rozum. Gubimy sie w nim, mimo iż jest on naszym własnym domem. Tworzymy teorie, spiski, dopisujemy historie, nie przewracamy kartki co epizod, podróżujemy przed nicość próbując znaleść gdzieś Siebie. Własciwie to kim jestem ja, Panie? Tworzymy zło. A może to własnie zapisane jest w naszej naturze? Obojętność zamiast miłości, bół zamiast radości, cyniczny uśmiech zamiast łez szczęścia? Może wcale nie jesteś tak wspaniały jak cie opisują w tych starych księgach? Może sam zapisałeś kłamstwo w twoich przykazaniach? No bzdura, masz racje, sam kazałeś od niego stronić. Mamy miłować bliźniego swego, ale dlaczego to ty nas nie miłujesz? Powiedz czemu dzieci tracą rodziców, a rodzice dzieci? Jak to jest że pozwalasz na zabijanie w twoim imieniu? No i czemu tak często musimy się żegnać? I ci co nam bliscy, ktorzy tak często odchodzą. Lotniska, dworce, porty. To są miejsca gdzie widać więcej miłości, słychac więcej szczerych "kocham Cie" i gdzie więcej uczucia jest niż w Twoich świątyniach. Nie znam twych planów, i ich nie kwestionuje, ale daj troche serca. Ciutke szczęścia, a nie tylko ślepą nadzieje. Te wszystkie domy boże na całym świecie, tak pieknie wyozdobione dziełami sztuki, srebrem i złotem. Wiesz Panie ile to jest pieniędzy dla ubogich? Widzisz ile wiernych twoich sług wykorzystuje wiare w Ciebie, by sie wzbogadzić? To też nie jest jednym z twoich przykazań? Nie mamy przypadkiem unikać pychy ? Widzisz, słyszysz, czujesz i nie grzmisz. Nie dajesz żadnego znaku, żadnych wskazówek. Czy przypadkiem nie widzisz ile mamy tutaj cierpienia? Podobno jesteś wszędzie, w każdym miejscu nas słuchasz, czuwasz nad nami. Tylko ze ja Ciebie nie widze nigdzie. Wybacz Panie, ale już czasem trochę wątpie.

Zawsze Wasz,
KrUl gimbazy.

niedziela, 21 lutego 2016

Świt.

Jest chyba noc, jestem chyba na morzu, chyba jestem sam. Ja, moja łódka, gwiazdy i ogromne ilości wody. Żadnego światła latarni w zasiegu wzroku, żadnego lądu. W ramionach piekący ból, chyba już nawet nie mam siły wiosłować. Położe się, popatrze w niebiosa, policze gwiazdy na niebie. Suchość w gardle da o sobie znać, a żołądek zacznie sie wykręcać z głodu. Wszystkie myśli napływają do głowy właśnie teraz, nie dając mi zmrużyć oka, choćby na chwile. Czuje jak serce zaczyna wolniej bić, oddech sie uspokaja, mięśnie sie rozluźniają. Chyba zasypiam.
Możliwe że mineło pare godzin jak spałem, czuje lodowaty podmuch wiatru, i nadchodzącą fale. Łajba sie przechyla, do tego stopnia że wypadam za burte. Może mógłbym wydostać się na powierzchnie, lecz nie chcę. Nie walczę, opadam na dno. Płuca które przez tyle lat pompowały powietrze, teraz zostają wypełnione wodą. Czy ja słysze śpiew syren, czy to wołanie Bogów? Może to głos mojej Matki, czekającej na mnie w domu? Woda wydawała się być lodowata, ale teraz robi się dziwnie przyjemnie ciepła. Czuje uczucie opadania w przepaść i budzę się.
Czyli to wszystko to był sen. Otwieram oczy, promieni słońca na horyzoncie ani śladu, więc jeszcze jest noc. Stawiam na trzecią w nocy, ostatnio codziennie o tej godzinie sie przebudzam. Siadam na łóżku, i przecieram oczy rękami. Biore łyk wody, a serce nadal bije jak oszalałe po śnie. Mój pies, wierny kompan, towarzysz życia leży obok mnie i macha ogonem, patrząc na mnie z miłością. Doceniam jego starania, wywołania u mnie uśmiechu, wiec drapie go za uchem. Poszedłbym coś narysować, ale jestem w tym słaby. Zagrałbym na gitarze, ale nikt mnie nigdy nie nauczył. Tej nocy już nie zasne, odpale świeczke, a nawet dwie. Założe słuchawki, odpale piosenke, i przytule sie do mojego psiego przyjaciela. Tego najwierniejszego, najbardziej bezinteresownego. Kto inny bez uzycia choćby słowa by mi tyle miłości dał przez tyle lat? Wiec uscisne go jeszcze mocniej, poczuje jak jeszcze mocniej bije mi serce, jak te cholerne myśli mnie atakują. Minie czas, może pare piosenek. Słońce wyjdzie, matka natura wszystkich obudzi, i mimo że wciąż nie jestem spiący, to chce usnąć.
Jak nigdy wcześniej.

Zawsze Wasz,
KrUl gimbazy.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Elo

Chyba zaczyna padać. Właściwie to już pada, czuje krople na skórze. Najpierw pojedyncze, malutkie, chwile później chyba jakiś anioł postanowił dać mi trochę zimny prysznic. Może jak zapne kurtkę to zrobi się troche cieplej, chociaż nie, jest tak samo zimno. To chyba nie czynniki zewnętrzne spowodowały drganie całego ciała. To chyba wina wnętrza. Jest już późno, latarnie tak pięknie rozświetlają miasto, lecz mimo to z niecierpliwością czekam na świt, jeśli ten już postanowi nadejść. O ile postanowi.
Wzrok wbijam w podłoge, skulony ide przed siebie. Para wodna z moich ust miesza się z intensywnie pachnącym dymem wydostającym się z kominów otaczających mnie kamienic. Wchodze na przystanek, ludzie zamiast książek, w rękach mają telefony i papierosy, cóż, nic nowego. Już w tramwaju opieram sie o ściane, świat chyba troche wiruje, a może to ja sie zataczam, mniejsza. W słuchawkach raczej moja ulubiona piosenka, patrze po tramwaju, wzrok łapie ostrość. Wszedzie ludzie smutni, zmartwieni, albo pijani. Każda osoba zgubiona we własnych myślach, gapiaca sie przez okno, ewentualnie w telefon. Kurwa, długo jeszcze te tory beda tak krzywe? Panie maszynista, zwolnij Pan.
Deszcz jeszcze mocniej bije o szybe, wycieraczki to chyba zaraz zwiariują. Wysiadam z bimby, no chyba dawno nie paliłem, już z pół godziny, to sięgne do kieszeni po paczke powtarzając sobie że to już ten ostatni, a nie będzie. Gówno w płuca, gówno z płuc. Czy to coś zmienia? Nie wiem, chyba rece mi sie mniej trzęsą. O, to juz chyba jedzie mój autobus, jeszcze tylko wode w żabce kupie, może gume jakąś. Kierowce busa znam dość dobrze, co weekend sie widzimy, ta sama godzina co tydzień, co? Za każdym razem do busa wchodze chwiejnym krokiem, on musi chodzić prosto, wezme ze dwie orbitki do japy, miętowe mocno. Panie kierowco, silnik odpal, z tyłu troche zimno, i menelem jebie. Na przeciw mnie siada fajna dziewczyna, usmiechneła sie chyba, zalotnie chyba, żadna nowina. Za oknem ten sam klimat, kurtke lepiej zdejme, bo cała mokra. Drzwi sie zamkną, kierowca ruszy. Znów bedą nas mijać samochody, te same latarnie beda zostawać w tyle. O, właśnie wsiada ten koleś w okularach, jak co weekend wyciagnie browara, kiwne głową i powiem sobie "twoje zdrowie", chociaż go nie znam. Przez las, jezioro, jeszcze pare przystanków i jestem. Do domu w chuj ciemną ulicą, potem przez błoto, i juz stoje pod domem. Buty do pralki, spodnie to syf, a kurtka jak gąbka. No trudno. Cześć Mama, Cześć Ojczym, u mnie też dobrze. Ide spać, cieżki dzień, dobranoc Wam. Wejde do pokoju, snapa przeglądne i na łóżko sie jebne. Jeszcze chwile muzyka, jeszcze chwile pare myśli mnie najdzie. I chyba obudze sie rano.

czwartek, 4 lutego 2016

O mnie sie nie martw.

Cześć Mamo, pisze to żeby cie przeprosić, być może poprosić. Ewentualnie podziękować. Dziewięć miesięcy mnie w brzuchu nosiłaś, milion rzeczy sobie w tym czasie odmawiałaś, pewnie nawet o moim imieniu po nocach myślałaś. Bóle pleców, stawów, poranne wymioty, dodatkowe kilogramy, wachania nastrojów, ból, walka. To wszystko by urodzić mnie, syna. Istote która by za Ciebie zgineła, bez chwili zastanowienia. i jestem pewien ze tak samo ty, Droga Mamo, wykrwawiłabyś sie za mnie. Wiesz Mamo, pamiętam jak bardzo dumna ze mnie byłaś jak nauczyłem sie czytać, albo gdy pierwszy raz przyszedłem z uśmiechem na twarzy do domu, by pokazać ci "piątke z serduszkiem" którą dostałem w szkole. Pamiętasz jak każdego biłem w piaskownicy? Albo jak Mamy zawsze przychodziły do Ciebie ze skargami, bo latałem z pajakami w rekach za dziewczynami? Piękne czasy co? Lecz tylko dla mnie, ty siedziałaś w pracy, by mieć hajs na mnie. Pamiętam jak po nocach nie spałaś, albo jak po rozwodzie mocno płakałaś. Ja tylko wtedy zapytałem czy moge zabrać magnesy z lodówki, nic nie rozumiałem.
Pewnie trudno ci było wytłumaczyć dlaczego taty przy Tobie nie ma, pewnie też trudno było mi przemówić do głowy, bym uczyć się zaczął. Tak mocno o mnie walczyłaś, tyle godzin sie martwiłaś, a ja, nic nie doceniałem. Własnej Matki nie szanowałem, rozumiesz?
Tak bardzo chciałaś bym szybko sie zaasymilował w Hiszpanii, tak bardzo we mnie wierzyłaś zawsze, wspierałaś mnie w każdym moim kroku. Pamiętam jak pieknie się uśmiechałaś gdy rzuciłem bramke na meczu. pamiętam tę dume. Po każdej porażce, po każdym upadku byłaś przy mnie Ty, właśnie ty Mamo.
Droga Mamo, wiem że nienawidzisz kiedy mówie że wróce późno, albo ze ide piwko wypić, bo smutno. Wiem że martwisz się kiedy wracam po dziesiątej, i kiedy oczy się nie smieją jak zawsze, a nawet jak się śmieją, to i tak zauważysz że nie smieją się na prawde. Ty mnie stworzyłaś, jak i te oczy, nic dziwnego ze je znasz. Tyle razy pyskowałem Ci, mówiłem słowa które pewnie bolały cie jeszcze długo po ich usłyszeniu. Mimo tylu problemów które stworzyłem, mimo tylu smutnych chwil, kłótni, pyskówek, zawsze zrobisz wszystko by wycisnąć choćby cień usmiechu ze mnie. Wspaniale zagrałaś swoją rolę Rodzicielko, gdybym mógł, przyznałbym Ci nagrodę "Matki Wszechczasów", ale nie moge, wiem po prostu dam Ci swoją miłość, mam nadzieje ze chociaż troche zrekompensuje ci to wszystko.

Im starszy jest człowiek, tym bardziej docenia Matczynną miłość, jedyną tak silną, bezwarunkową, wieczną. Nie dała mi bogactwa, ani pewności ze przyszłość będzie łatwa i świetlana, nie podała mi wszystkiego na tacy, ale dostałem coś. Tym czymś jest własnie miłość, i wartości.
Dziekuję, nie zawiode Cię, Dziekuje.